Archiwalna fotografia ze zbiorów Muzeum Dyplomacji i Uchodźstwa Polskiego widnieje na okładce okolicznościowego folderu filatelistycznego wydanego przez Pocztę Polską. Wszystko za sprawą 100. rocznicy podpisania traktatu ryskiego, kończącego krwawą wojnę polsko-sowiecką.
Wojnę, nigdy nie wypowiedzianą, a zbierającą straszliwe żniwo. Konflikt wyniszczał odrodzone państwo od 1919 roku. Spektakularne zwycięstwa oręża polskiego w bitwie warszawskiej i niemeńskiej pozwoliły zachować niepodległość, która wbrew oczekiwaniom sąsiadów nie była kruchym epizodem. Traktat ryski przyniósł długo wyczekiwany pokój, nie tylko Polsce, ale całej Europie zatrzymując czerwony pochód na zachód. Był zwieńczeniem odbudowy polskiej państwowości po latach zaborów, dowodził samodzielności odrodzonej Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej. O porozumieniu zawartym 18 marca 1921 r. między Polską, a sowieckimi Rosją i Ukrainą mówi się, że był to gorzki kompromis – bez zwycięzców i zwyciężonych, niezadowalający żadnej ze stron. Wytyczono wschodnią granicę Rzeczypospolitej, granicę, na którą zachodnie mocarstwa nie chciały się wcześniej zgodzić. Uzyskano gwarancję nieingerowania w wewnętrzne sprawy kraju. Zobowiązano Rosjan do zwrotu zrabowanych dóbr kultury oraz wypłaty rekompensaty za lata rabunkowej eksploatacji Królestwa Polskiego. Sądzono wówczas, że układ zabezpieczy przed powtórną agresją ze strony Rosji. Za wschodnią granicą Rzeczypospolitej pozostało jednak ok. 1,5 miliona Polaków. I chociaż umowa zapewniała szerokie prawa mniejszościom narodowym, w tym również prawo wyboru obywatelstwa, ich los okazał się tragiczny. Szacuje się, że z tej liczby, ponad 700 tys. wymordowało NKWD w latach 1937 – 1938, część zginęło na skutek wielkiego głodu (1932 – 1933), a pozostałych zabito w bestialski sposób po agresji ZSRR na Polskę w 1939 r.
Okolicznościowy folder filatelistyczny to nie lada gratka dla kolekcjonerów. Pamiątkowy znaczek zaprojektował Jan Konarzewski. Przedstawia zarys mapy II Rzeczypospolitej z zaznaczoną granicą wschodnią. Fotografia pochodząca ze zbiorów Muzeum Dyplomacji i Uchodźstwa Polskiego stanowi jego oprawę. To jedno z najcenniejszych zdjęć w muzealnej kolekcji. Na odwrocie oryginału, znajduje się 50 podpisów członków polskiej delegacji.
Fotografię wykonano na przełomie września i października 1920 r. W czarno-białym kadrze widać reprezentacyjną salę Pałacu Czarnogłowych, w którym odbywały się negocjacje. Całą przestrzeń dzieli długi stół, przy którym siedzą delegacje ‒ polska po prawej, sowiecka ‒ po lewej stronie. W głębi tłum reporterów i korespondentów. Zdaje się, że fotograf dał znać obradującym o zamiarze wykonania zdjęcia, gdyż większość patrzy w stronę obiektywu. Niemniej trudno uznać je za pozowane, gdyż panuje na nim wyraźne poruszenie. Niemal każdy uchwycony jest w innej pozie. Błysk lampy sprawił, że wiele osób zamknęło oczy. Mniej więcej w połowie długości stołu siedzą naprzeciw siebie Jan Dąbski (przewodniczący delegacji polskiej) i Adolf Joffe (przewodniczący delegacji sowieckiej). Ten ostatni zaintrygowany wołaniem fotografa, odchyla się do tyłu, wyglądając zza pleców siedzących przy nim towarzyszy. Adolf Joffe i Jan Dąbski – dwie przeciwności, ten pierwszy tęgi, rozmowny i skory do żartów, ten drugi – wysoki, szczupły, małomówny i skryty. Wśród polskiej przedstawicieli dostrzec można Aleksandra Ładosia – sekretarza polskiej delegacji, wówczas młodego urzędnika Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Za 20 lat, Aleksander Ładoś będzie przewodził słynnej „grupie berneńskiej” wystawiającej fałszywe latynoamerykańskie paszporty Żydom uciekającym przed niemiecką machiną śmierci. Ten sam podpis, który złożył na odwrocie fotografii, widnieje dziś na dokumentach, ratujących życie tysiącom ludzkich istnień.
Prace nad traktatem trwały przeszło pół roku. Negocjacje prowadzone w Rydze, należały do niezwykle trudnych. Jan Dąbski, wspominając pertraktacje, pisał:
Społeczeństwo nasze nie zdaje sonie zupełnie sprawy, w jak ciężkich warunkach musi pracować nasza Delegacja. Ma się do czynienia z przeciwnikiem, który nieraz sam śmieje się ze swych „argumentów”, który przyznaje się do tego, że zmienia stanowisko, który często odwołuje na drugi dzień to, co powiedział dnia poprzedniego, który się tłumaczy odmiennością swego ustroju społecznego, który ma całkiem inną moralność aniżeli cały świat, wskutek czego wiele przyrzeczeń i zobowiązań nie przedstawia żadnej wartości, bo mogą być w każdej chwili cofnięte. Trzeba świętej cierpliwości, aby wysłuchać kilkogodzinnych mów delegatów, którzy powtarzają to samo po 10 razy, aby zmęczyć, zmordować przeciwnika i zmusić go do ustępliwości, którzy ciągle grożą i proszą i ostatecznie powiadają, że nie mają nic do stracenia i nic do dania, „bo obecna Rosja jest goła i bosa i nic z niej nie wyciągniecie, choćbyście zdobyli zbroją siłą Moskwę”.
Niewątpliwie ta wojna nerwów odcisnęła swe piętno na twarzach fotografowanych. Wyraźnie rysuje się na nich zmęczenie. Nawet dziś, po 100 latach zdjęcie emanuje nastrojem niewypowiedzianego napięcia i wyczekiwania.
Aleksandra Sara Jankowska
Fragment wspomnień Jana Dąbskiego cyt. za: Dąbski Jan, Pokój Ryski. Wspomnienia, pertraktacje, tajne układy z Joffem listy, Warszawa 1931, s. 174.